-Jazz wstawaj-szturchałam go kilkukrotnie aż w końcu wstał.
-Sky... jest 6:20! Co jest tak ważnego, że budzisz mnie tak wcześnie?-zapytał rzucając we mnie poduszką.
-Drogi bracie...-zaczęłam.
-Oho zapowiada się na coś dłuższego-oparł podbródek na ręce.
-Pamiętasz o moim marzeniu żeby wybrać się na pewien koncert?-powiedziałam w zabawny sposób, w którym potrafiłam mówić tylko przy nim.
-Chcesz kupić bilety?-zmróżył jedną brew.
-Jazz... ja mam bilety-powiedziałam wyciągając zza pleców bilety. Jazz przeżył chwilowego laga mózgu jednak po chwili ucieszył się tak samo jak ja.
-Super kiedy to?-zapytał po chwili.
-W sobotę o 18:00.
-No to powinno być dobrze-uśmiechnęliśmy się do siebie nawzajem.
Później...
-Nie jest dobrze-powiedziałam stojąc przed tą ścianą:
-No i nici z wyjazdu...-chwycił się za głowę Jazz.
-O nie nie na darmo czekałam 2 lata na ten koncert jakoś się wymkniemy obiecuje ci to.
Zaczęliśmy wymyślać plan jak wymknąć się ze szkoły, kiedy nagle dołączył do nas...
???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz