Podszedłem ziewając do Sky i jej brata.
- Dzień dobry.- Powitałem ich.
- Raczej nie dobry.- Stwierdziła Sky.
- Słyszałem że chcecie się wybrać na koncert.
- Z Umbridge to raczej niemożliwe.
- Wpadnijcie do mnie potem to wam coś powiem.- Uśmiechnąłem się i poszedłem na lekcje. Kilka godzin później przyszli do mnie Sky i Jazz.
- Kiedy macie ten koncert?
- W sobotę. Chcesz się zabrać?
- Zabrałbym się ale będę odsypiał tydzień. Z Umbridge nad głową nie da się spać.- Stwierdziłem.
-My też się chyba nigdzie nie wybierzemy.
- Wybierzecie. Mam tu coś dla was.- Powiedziałem i podałem im po dwa pakunki. Sky otworzyła swoje i wyjęła kawałek papieru.
- To ulepszona Mapa Huncwotów. Pożyczyłem ją kiedyś od profesora Pottera i zrobiłem kilkanaście kopii. Ta jest lepsza bo sama się aktualizuje. Aby ją odczytać należy nakreślić na niej różdżką litery REK. Aby zamknąć mapę należy tylko powiedzieć Ambrosinus.- Powiedziałem.
- Ten drugi pakunek to peleryna niewidka. Umbridge dzięki mapie i pelerynie nigdy się nie zorientuje że gdzieś byliście.
<Sky?>
niedziela, 31 lipca 2016
czwartek, 28 lipca 2016
Od Sky
Dzień jak codzień wstałam wcześnie rano, Jazz jeszcze spał. Postanowiłam popatrzeć trochę w internet, więc włączyłam laptopa i zajrzałam jak zwykle na moje ulubione strony i wtedy zobaczyłam, że za niedługo koncert mojego ulubionego zespołu. Zobaczyłam, że zostały ostatnie bilety, więc szybko je kupiłam i coś kazało mi zerknąć w stronę okna. W oddali zauważyłam otwierający się portal przez który wyleciała sowa. Otwarłam okno, a ptak usiadł na moim ramieniu. Zobaczyłam, że w dziobie ma kopertę, zabrałam ją, a sowa odleciała. Jak się okazało w kopercie był też list: "Cześć z tej strony Chris widzę, że także należysz do świata magii. Mam nadzieje, że razem z znajomymi dobrze spędzisz czas przy jak sądze ulubionej muzyce. Ps. już odpowiadam na twe pytanie wiem, że należysz do świata magii z powodu specjalnego zaklęcia".Byłam bardzo zadowolona, ponieważ bardzo długo marzyłam o wybraniu się na ten koncert i w końcu to możliwe, dodatkowo w pierwszym rzędzie!
-Jazz wstawaj-szturchałam go kilkukrotnie aż w końcu wstał.
-Sky... jest 6:20! Co jest tak ważnego, że budzisz mnie tak wcześnie?-zapytał rzucając we mnie poduszką.
-Drogi bracie...-zaczęłam.
-Oho zapowiada się na coś dłuższego-oparł podbródek na ręce.
-Pamiętasz o moim marzeniu żeby wybrać się na pewien koncert?-powiedziałam w zabawny sposób, w którym potrafiłam mówić tylko przy nim.
-Chcesz kupić bilety?-zmróżył jedną brew.
-Jazz... ja mam bilety-powiedziałam wyciągając zza pleców bilety. Jazz przeżył chwilowego laga mózgu jednak po chwili ucieszył się tak samo jak ja.
-Super kiedy to?-zapytał po chwili.
-W sobotę o 18:00.
-No to powinno być dobrze-uśmiechnęliśmy się do siebie nawzajem.
Później...
-Nie jest dobrze-powiedziałam stojąc przed tą ścianą:
-No i nici z wyjazdu...-chwycił się za głowę Jazz.
-O nie nie na darmo czekałam 2 lata na ten koncert jakoś się wymkniemy obiecuje ci to.
Zaczęliśmy wymyślać plan jak wymknąć się ze szkoły, kiedy nagle dołączył do nas...
???
-Jazz wstawaj-szturchałam go kilkukrotnie aż w końcu wstał.
-Sky... jest 6:20! Co jest tak ważnego, że budzisz mnie tak wcześnie?-zapytał rzucając we mnie poduszką.
-Drogi bracie...-zaczęłam.
-Oho zapowiada się na coś dłuższego-oparł podbródek na ręce.
-Pamiętasz o moim marzeniu żeby wybrać się na pewien koncert?-powiedziałam w zabawny sposób, w którym potrafiłam mówić tylko przy nim.
-Chcesz kupić bilety?-zmróżył jedną brew.
-Jazz... ja mam bilety-powiedziałam wyciągając zza pleców bilety. Jazz przeżył chwilowego laga mózgu jednak po chwili ucieszył się tak samo jak ja.
-Super kiedy to?-zapytał po chwili.
-W sobotę o 18:00.
-No to powinno być dobrze-uśmiechnęliśmy się do siebie nawzajem.
Później...
-Nie jest dobrze-powiedziałam stojąc przed tą ścianą:
-No i nici z wyjazdu...-chwycił się za głowę Jazz.
-O nie nie na darmo czekałam 2 lata na ten koncert jakoś się wymkniemy obiecuje ci to.
Zaczęliśmy wymyślać plan jak wymknąć się ze szkoły, kiedy nagle dołączył do nas...
???
Od Severusa Cd Edward
Kiedy wyszedłem od Umbridge byłem nawet zadowolony. Veritaserum stało w butelce, u mnie na półce a nie w herbacie Edwarda. Jednak coś nie pozwoliło mi odejść od drzwi. Przeszedłem kilka metrów a dalej nic. Po chwili moich uszu dobiegł krzyk. Po jakimś czasie drugi i trzeci. Po kilku minutach drzwi pękły a z gabinetu Umbridge wybiegł wilk. Domyśliłem się że to Edward. Wilk przebiegł obok mnie i wybiegł do lasu. Nie czekając aż Umbridge się pozbiera pobiegłem za nim. Złapałem jedynie torbe z eliksirami i jakiś koc i wybiegłem za nim. Znalazłem go szybko dzięki śladom na śniegu. Gdybym wyszedł kilka minut później już bym go nie znalazł bo zaczęło padać.
- Edward...- Powiedziałem podchodząc do wilka. Usiadłem obok niego koło drzewa. Nie miał chyba ochoty z nikim rozmawiać bo odwrócił się do mnie plecami.
- Pewnie nikt Ci tego nie mówił ale kiedy się urodziłeś twoi rodzice wzięli mnie na ojca chrzestnego.- Powiedziałem a wilk zastrzygł uszami. W mojej głowie pojawił się głos: "Znaliście się?".
- Tak. Twoją matkę znałem od wielu lat. Uczyłem ją eliksirów i dawałem prywatne lekcje. Kiedy skończyła szkołę ona została nauczycielką obrony przed czarną magią. Zaczęliśmy się spotykać a po jakimś czasie chodzić ze sobą. Pewnego dnia jednak pojawił się nowy opiekun wilkołaków- twój ojciec. Wszyscy od razu go polubili. Był jednym z
niewielu, którzy utrzymywali dobre stosunki ze mną. Pewnego dnia jednak stała się katastrofa. Jakiś wilkołak zaatakował twoją matkę. Podejrzewano twojego ojca jednak był w tym czasie ze mną. Twoja matka nie wierzyła że to on więc go uniewinniono. Potem zaczęli oni ze sobą chodzić. Pogodziłem się z tym szybciej niż z odejściem Lili Evans bo go lubiłem. Byłem jednym z drużbów twojego ojca na ślubie a kiedy ty się urodziłeś wysłał do mnie sowę żebym do nich przyszedł. Kiedy tylko wszedłem zobaczyłem jego radość. "Severus mam syna!" Powiedział wtedy i pociągnął mnie za sobą. Kiedy wszedłem do pokoju położył mi Cię na rękach. Byłeś taki malutki. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak będziesz wyglądał jako dorosły człowiek już wtedy jednak wiedziałem że odziedziczyłeś po niej oczy. Kiedy oddałem Cię Jane, Mauritius wyszedł ze mną do kuchni i zapytał czy zostanę twoim ojcem chrzestnym. Zgodziłem się. Kiedy powiedział mi jakie chce Ci nadać imię mimowolnie się uśmiechnąłem. Było nieco dziwaczne. Dopiero twoja matka uratowała Cię przed tym smutnym losem.- Powiedziałem i spojrzałem na wilka. Po chwili jednak Edward przemienił się w człowieka.
- Nie miałem pojęcia kto jest moim ojcem chrzestnym...- Mruknął cicho opierając się o konar.
- A ja się z tym nie afiszowałem.- Powiedziałem i spojrzałem chrześniaka.
<Edward?>
- Edward...- Powiedziałem podchodząc do wilka. Usiadłem obok niego koło drzewa. Nie miał chyba ochoty z nikim rozmawiać bo odwrócił się do mnie plecami.
- Pewnie nikt Ci tego nie mówił ale kiedy się urodziłeś twoi rodzice wzięli mnie na ojca chrzestnego.- Powiedziałem a wilk zastrzygł uszami. W mojej głowie pojawił się głos: "Znaliście się?".
- Tak. Twoją matkę znałem od wielu lat. Uczyłem ją eliksirów i dawałem prywatne lekcje. Kiedy skończyła szkołę ona została nauczycielką obrony przed czarną magią. Zaczęliśmy się spotykać a po jakimś czasie chodzić ze sobą. Pewnego dnia jednak pojawił się nowy opiekun wilkołaków- twój ojciec. Wszyscy od razu go polubili. Był jednym z
niewielu, którzy utrzymywali dobre stosunki ze mną. Pewnego dnia jednak stała się katastrofa. Jakiś wilkołak zaatakował twoją matkę. Podejrzewano twojego ojca jednak był w tym czasie ze mną. Twoja matka nie wierzyła że to on więc go uniewinniono. Potem zaczęli oni ze sobą chodzić. Pogodziłem się z tym szybciej niż z odejściem Lili Evans bo go lubiłem. Byłem jednym z drużbów twojego ojca na ślubie a kiedy ty się urodziłeś wysłał do mnie sowę żebym do nich przyszedł. Kiedy tylko wszedłem zobaczyłem jego radość. "Severus mam syna!" Powiedział wtedy i pociągnął mnie za sobą. Kiedy wszedłem do pokoju położył mi Cię na rękach. Byłeś taki malutki. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak będziesz wyglądał jako dorosły człowiek już wtedy jednak wiedziałem że odziedziczyłeś po niej oczy. Kiedy oddałem Cię Jane, Mauritius wyszedł ze mną do kuchni i zapytał czy zostanę twoim ojcem chrzestnym. Zgodziłem się. Kiedy powiedział mi jakie chce Ci nadać imię mimowolnie się uśmiechnąłem. Było nieco dziwaczne. Dopiero twoja matka uratowała Cię przed tym smutnym losem.- Powiedziałem i spojrzałem na wilka. Po chwili jednak Edward przemienił się w człowieka.
- Nie miałem pojęcia kto jest moim ojcem chrzestnym...- Mruknął cicho opierając się o konar.
- A ja się z tym nie afiszowałem.- Powiedziałem i spojrzałem chrześniaka.
<Edward?>
Od Edwarda
- Dzisiaj w związku z nieobecnością profesora Lupina ja poprowadzę lekcję obrony przed czarną magią. Od dzisiaj będziecie się uczyć jedynie teorii.- Powiedziała Umbridge na wstępie lekcji.
- Ale jak brak praktyki może nas przygotować do życia poza szkołą?-Zapytałem.
- Poza szkołą nic wam nie grozi. Kto mógłby wam zagrozić?
- No nie wiem. Na przykład Wendigo. Już dwa przedarły się przez magiczną barierę. Gdyby nie szybka interwencja dyrekcji i moja prawdopodobnie kilku uczniów mogłoby już nie żyć.
- Rokston milczeć!
- Czyli twierdzi pani że te rany na mojej twarzy sam sobie zrobiłem?
- Rokston kara. Przyjdź do mnie po lekcjach. - Warknęła Umbridge i zaczęła prowadzić lekcje. Po lekcjach poszedłem do gabinetu Umbridge.
- No to sobie teraz popiszemy.- Powiedziała i wręczyła mi pióro.
- Chcę abyś napisał: "Nie będę opowiadać kłamstw".- Powiedziała. Chciałem powiedzieć jej że nie kłamie ale ugryzłem się w język.
- Ile razy?
- Na razie zaczniemy od 100 potem zobaczymy.- Powiedziała i usiadła za biurkiem. Zacząłem pisać a na mojej lewej ręce pojawił się napis. Krwawe pióro no po prostu super. Kiedy wreszcie skończyłem szybko odszedłem z jej gabinetu, kryjąc napis na dłoni. Następnego dnia na ścianie przed Wielką Salą pojawiła się informacja od Wielkiego Inkwizytora.
"Każdy uczeń ma się stawić na przesłuchanie w sprawie nielegalnych przedsięwzięć" brzmiał napis. Kilka dni wcześniej Umbridge zablokowała wszystkie przedsięwzięcia uczniowskie w tym moją sforę mimo sprzeciwu wszystkich uczniów oraz nauczycieli.
Przesłuchania rozpoczęto od najmłodszych więc poszedłem do pokoju aktualizować bestiariusz. W nocy jednak obudziło mnie niezbyt kulturalne dobijanie się do drzwi. Po chwili jednak użyto zaklęcia Bombarda Maxima. Drzwi wyleciały z hukiem a ja po chwili znalazłem się w gabinecie Umbridge.
- No Rokston powiedz mi teraz wszystko co wiesz na temat Dumbledore'a i jego planów.
- Po co mam to pani mówić skoro bardziej cenię sobie uznanie dziadka niż panią?- Zapytałem a po chwili do gabinetu wszedł profesor Snape.
- Wzywała mnie pani?
- Snape! Tak. Przyniosłeś Veritaserum?
- Obawiam się że zużyła pani cały zapas.- Powiedział i wyszedł.
- Nie ma Veritaserum więc poradzimy sobie inaczej.- Powiedziała i wyciągnęła różdżkę.
- Crucio!- Krzyknęła a po chwili moje ciało przeszedł niesamowity ból. Po chwili kiwnęła głową pytając czy coś powiem. Nic nie mówiłem. Powtórzyła to jeszcze dwukrotnie. Za czwartym razem nie mogłem już tego znieść i przemieniłem się w dwumetrowego wilka. Wbiegłem w drzwi roztrzaskując je. Wybiegłem z zamku i znalazłem sosnę pod którą śnieg utworzył coś w rodzaju pomieszczenia. Położyłem się w tym miejscu z lekka skomląc. Po chwili jednak w wejściu pojawił się profesor Snape.
<Profesorze?>
- Ale jak brak praktyki może nas przygotować do życia poza szkołą?-Zapytałem.
- Poza szkołą nic wam nie grozi. Kto mógłby wam zagrozić?
- No nie wiem. Na przykład Wendigo. Już dwa przedarły się przez magiczną barierę. Gdyby nie szybka interwencja dyrekcji i moja prawdopodobnie kilku uczniów mogłoby już nie żyć.
- Rokston milczeć!
- Czyli twierdzi pani że te rany na mojej twarzy sam sobie zrobiłem?
- Rokston kara. Przyjdź do mnie po lekcjach. - Warknęła Umbridge i zaczęła prowadzić lekcje. Po lekcjach poszedłem do gabinetu Umbridge.
- No to sobie teraz popiszemy.- Powiedziała i wręczyła mi pióro.
- Chcę abyś napisał: "Nie będę opowiadać kłamstw".- Powiedziała. Chciałem powiedzieć jej że nie kłamie ale ugryzłem się w język.
- Ile razy?
- Na razie zaczniemy od 100 potem zobaczymy.- Powiedziała i usiadła za biurkiem. Zacząłem pisać a na mojej lewej ręce pojawił się napis. Krwawe pióro no po prostu super. Kiedy wreszcie skończyłem szybko odszedłem z jej gabinetu, kryjąc napis na dłoni. Następnego dnia na ścianie przed Wielką Salą pojawiła się informacja od Wielkiego Inkwizytora.
"Każdy uczeń ma się stawić na przesłuchanie w sprawie nielegalnych przedsięwzięć" brzmiał napis. Kilka dni wcześniej Umbridge zablokowała wszystkie przedsięwzięcia uczniowskie w tym moją sforę mimo sprzeciwu wszystkich uczniów oraz nauczycieli.
Przesłuchania rozpoczęto od najmłodszych więc poszedłem do pokoju aktualizować bestiariusz. W nocy jednak obudziło mnie niezbyt kulturalne dobijanie się do drzwi. Po chwili jednak użyto zaklęcia Bombarda Maxima. Drzwi wyleciały z hukiem a ja po chwili znalazłem się w gabinecie Umbridge.
- No Rokston powiedz mi teraz wszystko co wiesz na temat Dumbledore'a i jego planów.
- Po co mam to pani mówić skoro bardziej cenię sobie uznanie dziadka niż panią?- Zapytałem a po chwili do gabinetu wszedł profesor Snape.
- Wzywała mnie pani?
- Snape! Tak. Przyniosłeś Veritaserum?
- Obawiam się że zużyła pani cały zapas.- Powiedział i wyszedł.
- Nie ma Veritaserum więc poradzimy sobie inaczej.- Powiedziała i wyciągnęła różdżkę.
- Crucio!- Krzyknęła a po chwili moje ciało przeszedł niesamowity ból. Po chwili kiwnęła głową pytając czy coś powiem. Nic nie mówiłem. Powtórzyła to jeszcze dwukrotnie. Za czwartym razem nie mogłem już tego znieść i przemieniłem się w dwumetrowego wilka. Wbiegłem w drzwi roztrzaskując je. Wybiegłem z zamku i znalazłem sosnę pod którą śnieg utworzył coś w rodzaju pomieszczenia. Położyłem się w tym miejscu z lekka skomląc. Po chwili jednak w wejściu pojawił się profesor Snape.
<Profesorze?>
środa, 13 lipca 2016
Od Edwarda
Odkąd Umbridge zadomowiła się w Hogwarcie w ogóle nie miałem głowy do aktualizacji bestiariusza. Bez przerwy byłem wzywany do jej gabinetu aby tłumaczyć jakieś przewinienia młodszych uczniów. Niestety z każdą wizytą mój asortyment pomysłów kurczył się. Sprawę pogarszały również liczne zatrzymania członków sfory. Mój rodzony brat natomiast zamiast mi pomagać choćby duchowo sam pakował się w tarapaty. Dodatkowo "prorocze" sny oraz koszmary dawały mi się mocno we znaki. Pewnego dnia jednak stało się coś czego nikt się nie spodziewał. No może z małym wyjątkiem w mojej postaci. Ten dzień zapowiadał się świetnie. Był piątek i lekcje, które bardzo lubiłem (eliksiry, obrona przed czarną magią, wróżbiarstwo[to już trochę mniej], opieka nad magicznymi zwierzętami i jeszcze kilka innych). Niestety udało mi się zaliczyć jedynie wróżbiarstwo bo potem zostałem zabrany przez Hagrida do lasu.
- Jest źle choliwka.
- Hagrid co się stało?
- Znowu na terenie szkoły jest Wendigo.
- Jakim cudem?!
- Sam chciałbym wiedzieć.- Odparł i zaprowadził mnie tam gdzie pojawił się stwór. Szybko go znaleźliśmy. Niestety tym razem było go trudniej pokonać niż kilka miesięcy temu co utrudniał jeszcze śnieg. Po kilkudziesięciu minutach udało mi się wreszcie wyrwać mu serce. Owinąłem je płaszczem i włożyłem pod pachę.
- Hagrid przenieś ciało do sali gdzie ma się odbyć jutrzejszy wykład i podwieś do sufitu. Potem je czymś przykryj.
- Jasne a ty zrób coś z twarzą. Strasznie Cię poharatał.- Powiedział Hagrid. Kiwnąłem głową i przyłożyłem do twarzy śnieg. Wróciłem do szkoły tuż przed końcowym dzwonkiem i zdążyłem zamknąć się w pokoju. Rano zanim jeszcze zaczęli się schodzić na wykład zabezpieczyłem salę zaklęciami i przygotowałem serce Wendigo oraz jego ciało. Kiedy wszyscy byli w sali rozpocząłem wykład.
- Mówiłem wam już kiedyś o Wendigo. Dzisiaj rozwinę ten temat trochę bardziej. Więc Wendigo to nieśmiertelna istota mogąca osiągać nawet 20 metrów wysokości. Nie ma podziału na płci. Wszystkie osobniki są obupłciowe tak samo jak ślimaki. Wiecie już jak można się stać Wendigo a także czym ono się żywi. Nie wiecie jednak gdzie występuje ani jak wygląda.- Powiedziałem po czym podszedłem do płachty zakrywającej ciało. Pociągnąłem za nią odsłaniając stwora. Po chwili ukazałem też jego serce.
- To Wendigo jest już martwe od kilkunastu godzin. Zostało zabite na terenie szkoły. Efekt jego ataków możecie zobaczyć na przykład na mojej twarzy. Tu jest też jego serce. Wendigo pozbawione serca jest martwe jednak jeśliby włożyć je z powrotem na miejsce stwór by ożył. Pełną gwarancje tego że Wendigo nie żyje jest stopienie serca i spalenie ciała. Zapewne zapytacie jak stwór przebił się przez szkolne bariery. Niestety nie odpowiem na to pytanie jako że sam nie znam odpowiedzi. Mogę was jednak zapewnić że jeszcze dwa lata temu żaden stwór by tego nie dokonał. Dzieje się coś strasznego i dlatego Wendigo przedarło się już drugi raz w ciągu kilku miesięcy przez magiczne osłony. Pytania?
<Ktoś?>
- Jest źle choliwka.
- Hagrid co się stało?
- Znowu na terenie szkoły jest Wendigo.
- Jakim cudem?!
- Sam chciałbym wiedzieć.- Odparł i zaprowadził mnie tam gdzie pojawił się stwór. Szybko go znaleźliśmy. Niestety tym razem było go trudniej pokonać niż kilka miesięcy temu co utrudniał jeszcze śnieg. Po kilkudziesięciu minutach udało mi się wreszcie wyrwać mu serce. Owinąłem je płaszczem i włożyłem pod pachę.
- Hagrid przenieś ciało do sali gdzie ma się odbyć jutrzejszy wykład i podwieś do sufitu. Potem je czymś przykryj.
- Jasne a ty zrób coś z twarzą. Strasznie Cię poharatał.- Powiedział Hagrid. Kiwnąłem głową i przyłożyłem do twarzy śnieg. Wróciłem do szkoły tuż przed końcowym dzwonkiem i zdążyłem zamknąć się w pokoju. Rano zanim jeszcze zaczęli się schodzić na wykład zabezpieczyłem salę zaklęciami i przygotowałem serce Wendigo oraz jego ciało. Kiedy wszyscy byli w sali rozpocząłem wykład.
- Mówiłem wam już kiedyś o Wendigo. Dzisiaj rozwinę ten temat trochę bardziej. Więc Wendigo to nieśmiertelna istota mogąca osiągać nawet 20 metrów wysokości. Nie ma podziału na płci. Wszystkie osobniki są obupłciowe tak samo jak ślimaki. Wiecie już jak można się stać Wendigo a także czym ono się żywi. Nie wiecie jednak gdzie występuje ani jak wygląda.- Powiedziałem po czym podszedłem do płachty zakrywającej ciało. Pociągnąłem za nią odsłaniając stwora. Po chwili ukazałem też jego serce.
- To Wendigo jest już martwe od kilkunastu godzin. Zostało zabite na terenie szkoły. Efekt jego ataków możecie zobaczyć na przykład na mojej twarzy. Tu jest też jego serce. Wendigo pozbawione serca jest martwe jednak jeśliby włożyć je z powrotem na miejsce stwór by ożył. Pełną gwarancje tego że Wendigo nie żyje jest stopienie serca i spalenie ciała. Zapewne zapytacie jak stwór przebił się przez szkolne bariery. Niestety nie odpowiem na to pytanie jako że sam nie znam odpowiedzi. Mogę was jednak zapewnić że jeszcze dwa lata temu żaden stwór by tego nie dokonał. Dzieje się coś strasznego i dlatego Wendigo przedarło się już drugi raz w ciągu kilku miesięcy przez magiczne osłony. Pytania?
<Ktoś?>
sobota, 2 lipca 2016
piątek, 1 lipca 2016
Zwierzęta Edwarda Rokstona
Imię: Tornado
Wiek: 4 lata
Płeć: Ogier
Rasa: Koń fryzyjski
Charakter: Tornado to koń niezwykły. Niby towarzyski jednak nie lubi obcych. Jest opanowany jednak czasem porywczy. Jak na przywódcę Hogwarckiego stada przystało jest gotowy bronić swoich rewirów.
Partner: brak
Potomstwo: brak
Historia: Tornado od początku był koniem niezwykle dzikim. Mając zaledwie rok uciekł z stadniny. Po pewnym czasie spędzonym w lesie spotkał Edwarda. Od razu się z nim zaprzyjaźnił a młody Rokston postanowił go zatrzymać. Od tamtego czasu są razem.
Właściciel: Edward Rokston
Imię: Huragan
Wiek: 584 lata
Płeć: Ogier
Rasa: Koń rumuński( obecnie rasa wymarła pozostało zaledwie kilku przedstawicieli)
Charakter: Huragan ma dość trudny charakter. Jest niezwykle lojalny wobec swojego właściciela, nigdy go nie zawodzi, nie pozwala obcym nawet się do siebie zbliżyć a co dopiero dosiąść.
Partner: brak
Potomstwo: brak
Historia: Historia Huragana zaczyna się 584 lata temu na Wołoszczyźnie w roku narodzin Vlada Palownika - dalekiego przodka Edwarda Rokstona. Gdy Vlad skończył 15 lat podarowano mu Huragana który bardzo się do niego przywiązał. Huragan był przekazywany w ten sposób z pokolenia na pokolenie aż trafił do Edwarda.
Właściciel: Edward Rokston
Imię: Ignis
Wiek: około 5 milionów lub więcej
Płeć: Samiec
Rasa: Feniks ognisty
Charakter: Ignis jest niezwykle honorowy, poważny, niezwykle oddany swojemu właścicielowi.
Partner: brak
Potomstwo: brak
Historia: Feniks ten odradzał się wiele razy i wiele razy obierał sobie właściciela. Teraz trafił w ręce Edwarda
Właściciel: Edward Rokston
Imię: Jade
Wiek: około 5 milionów lub więcej
Płeć: Samica
Rasa: Feniks księżycowy
Charakter: Jade jest niezwykłym ptakiem. Jest wierna i przede wszystkim odpowiedzialna. Zawsze wie czy ktoś kłamie czy też nie.
Partner: brak
Potomstwo: brak
Historia: Feniks ten odradzał się wiele razy i wiele razy obierał sobie właściciela. Teraz trafił w ręce Edwarda.
Właściciel: Edward Rokston
Imię: Jack
Wiek: 4 lata
Płeć: Pies
Rasa: Owczarek niemiecki
Charakter: Jack przez 4 lata przebywania z Kazanem i Edwardem nasiąkł ich charakterami.
Partner: brak
Potomstwo: brak
Historia: Urodził się w hodowli pewnego mugola. W wieku 4 miesięcy kupił go Albus Dumbledore dla swojego wnuka Edwarda.
Właściciel: Edward Rokston
Imię: Kazan
Wiek: Z wiekiem u Kazana jest dość tródno. Ma na pewno ponad 100 lat ale dokładnie nie wiadomo.
Płeć: Basior
Rasa: Wilk księżycowy rasa niemal wymarła
Charakter: Kazan jest niezwykle wierny. Za prawowitego właściciela gotów jest oddać życie. Jest odważny i honorowy. Nie lubi obcych i każdego kto próbuje się do niego zbliżyć odgania warczeniem. Urazy wobec jego rodziny na zawsze pozostają w jego pamięci a Kazan stara się wyrównać rachunki za wszelką cenę nawet jeśli jego właściciele są temu przeciwni. W wielu rzeczach przypomina skrzata domowego jednak jego nie da się tak po prostu zwolnić ze służby.
Partner: brak
Potomstwo: brak
Historia: Kazan urodził się wiele lat temu. Od urodzenia należał do rodziny Rokstonów podobnie jak jego przodkowie. Był przekazywany z ojca na syna kiedy ten drugi osiągał wiek 15 lat. Do Edwarda jednak trafił wcześniej przez śmierć jego ojca.
Właściciel: Edward Rokston
czwartek, 30 czerwca 2016
Od Edwarda CD Sky
- Mniejsza z tym.- Mruknąłem i gwizdnąłem na psa i wilka.
- Gorzej że prawdopodobnie zawiesi działalność sfory.
<Sky?>
- Gorzej że prawdopodobnie zawiesi działalność sfory.
<Sky?>
Od Edwarda Cd Sky
- Wiele różnych złych rzeczy. Pojawiła się tu w czasach profesora Pottera. Karała uczniów za wiele rzeczy i stosowała na nich Veritaserum i przez pewien czas była dyrektorem w miejsce Dumbledore'a.- Powiedziałem i zacząłem zbierać książki.
- Niestety pośrednio przyczyniła się też do śmierci mojego ojca.- Powiedziałem cicho.
<Sky?>
- Niestety pośrednio przyczyniła się też do śmierci mojego ojca.- Powiedziałem cicho.
<Sky?>
Od Sky CD
-Będziesz miał przerwę-powiedziałam.
-No nieźle czyli zmora powraca-powiedział Jazz.
-Czekaj... To kojarzysz ją czy nie?-popatrzyłam na brata ze zdziwieniem.
-No starsi uczniowie coś wspominali kiedyś o, cytuje "jędzy, która zamieniła to miejsce w koszmar" .
-Aha, a moge wiedzieć kiedy ci to mówili?
-Gdzieś na początku roku może?
-Aha i nie raczyłeś opowiedzieć? Dobra nie ważne to co ona takiego zrobiła?
Ed?
-No nieźle czyli zmora powraca-powiedział Jazz.
-Czekaj... To kojarzysz ją czy nie?-popatrzyłam na brata ze zdziwieniem.
-No starsi uczniowie coś wspominali kiedyś o, cytuje "jędzy, która zamieniła to miejsce w koszmar" .
-Aha, a moge wiedzieć kiedy ci to mówili?
-Gdzieś na początku roku może?
-Aha i nie raczyłeś opowiedzieć? Dobra nie ważne to co ona takiego zrobiła?
Ed?
Od Edwarda CD Sky
Westchnąłem. Położyłem dłoń na głowie Kazana.
- Dolores Jane Umbridge, Wielki Inkwizytor Hogwartu i zmora uczniów. Kobieta, której nienawidzi wielu. Kiedy była tu ostatnim razem sporo namieszała.- Powiedziałem i kolejny raz westchnąłem.
- Prawdopodobnie moje wykłady zostaną zawieszone.
<Sky?>
- Dolores Jane Umbridge, Wielki Inkwizytor Hogwartu i zmora uczniów. Kobieta, której nienawidzi wielu. Kiedy była tu ostatnim razem sporo namieszała.- Powiedziałem i kolejny raz westchnąłem.
- Prawdopodobnie moje wykłady zostaną zawieszone.
<Sky?>
Od Sky C.D. Edward
Skończył się wykład, byłam trochę zamyślona i zdenerwowana co zauważył także mój brat.
-Sky? He-ej?!-wstrząsnął mną dosłownie.
-Eee... sory zamyśliłam się.
-Właśnie widzę coś taka zdenerwowana?-powiedział z przejęciem Jazz.
-Nie wydaje ci się-powiedziałam po czym dodałam na szybko-przejęłam się dementorami...
-Aha, jasne-zmrużył jedno oko.
-No ok, ale opowiem ci później bo coś mi mówi, że nie tylko ja jestem zdenerwowana-wskazałam głową na Edwarda.
-No. Chyba nawet coś podejrzewam-mówił gdy szliśmy w kierunku wykładającego.
-Co masz na myśli?
-Razem z chłopakami słyszeliśmy coś o kimś o nazwisku Umbridge. Ale nie znam szczegółów-zakończył kiedy byliśmy bliżej Edwarda.
-Cześć-przywitaliśmy się.
-Cześć, i jak podobał się wam wykład?
-Był interesujący-powiedział Jazz.
-A mam takie pytanie.
-Tak?
-O co chodzi z Umbridge?-zapytałam bez owijania w bawełne.
Edward?
-Sky? He-ej?!-wstrząsnął mną dosłownie.
-Eee... sory zamyśliłam się.
-Właśnie widzę coś taka zdenerwowana?-powiedział z przejęciem Jazz.
-Nie wydaje ci się-powiedziałam po czym dodałam na szybko-przejęłam się dementorami...
-Aha, jasne-zmrużył jedno oko.
-No ok, ale opowiem ci później bo coś mi mówi, że nie tylko ja jestem zdenerwowana-wskazałam głową na Edwarda.
-No. Chyba nawet coś podejrzewam-mówił gdy szliśmy w kierunku wykładającego.
-Co masz na myśli?
-Razem z chłopakami słyszeliśmy coś o kimś o nazwisku Umbridge. Ale nie znam szczegółów-zakończył kiedy byliśmy bliżej Edwarda.
-Cześć-przywitaliśmy się.
-Cześć, i jak podobał się wam wykład?
-Był interesujący-powiedział Jazz.
-A mam takie pytanie.
-Tak?
-O co chodzi z Umbridge?-zapytałam bez owijania w bawełne.
Edward?
Zwierzęta Rosemary Morgan
Imię: Lulu
Wiek: 7 miesięcy
Płeć: Samica
Rasa: Wilk
Charakter: Jest bardzo miłą i posłuszną waderką. Uwielbia się przytulać, często pomaga swojej właścicielce w walce. Jest bardzo sprytna i bystra.
Partner: -
Potomstwo: -
Historia: Lulu porzucili rodzice. Nie miała gdzie się podziać, więc pewnego dnia znalazła ją Rose i zajęła się nią.
Właściciel: Rosemary Morgan
Od Edwarda
Coś się święci. Mimo kilku nieprzespanych nocy wciąż to czułem. Zapowiada się coś niedobrego. Aktualizacja bestiariusza nie była łatwą pracą. Nagle ktoś zastukał do drzwi.
- Proszę.- Powiedziałem. Po chwili do pokoju wszedł profesor Snape.
- Rokston dyrektor Cię wzywa.- Powiedział. Wyszedłem i skierowałem się do gabinetu dziadka. Tam stali właściwie wszyscy nauczyciele.
- Edward posłuchaj mamy pewne... problemy.- Zaczął mój dziadek.
- Dolores Umbridge. Wielki Inkwizytor Hogwartu.- Powiedział profesor Potter.
- Tak więc może być problem z twoimi wykładami...
- Szkoda. Zaczynałem je lubić.
- Lekcjami obrony przed czarną magią, prywatnością uczniów a także płynnym działaniem sfory.
- Może być ciężko.- Stwierdziłem.
- Owszem.- Stwierdził profesor Lupin i podał mi gazetę.
- Z Azkabanu uciekł pewien czarownik. Będzie prawdopodobnie zamieszanie z dementorami. Co prawda większość uczniów będzie miała o nich lekcje niedługo ale kiedy pojawi się Umbridge ie jest to pewne. Chcielibyśmy żebyś przeprowadził wykład o dementorach i patronusach.
- Jasne.- Powiedziałem. Ukłoniłem się nauczycielom i wyszedłem. Z sterty książek wygrzebałem książkę o dementorach i patronusach i zacząłem przygotowywać wykład. Rano wyszedłem z pokoju i udałem się do sali gdzie miałem udzielić wykładu. Przed drzwiami czekał profesor Lupin.
- Nie mogą się doczekać wykładu.- Powiedział i klepnął mnie po plecach. Wszedłem do sali i zamknąłem okna.
- Dzisiejszy wykład będzie z rodzaju tych nieprzyjemnych i niestety pożytecznych. Dzisiejszy wykład odnosi się do dementorów.- Powiedziałem a wszyscy nagle zamilkli. Włączyłem wyświetlacz a po chwili na planszy pojawił się obraz dementora.
- Tak więc oto dementor. Jest to jedno z najobrzydliwszych i najokropniejszych stworów istniejących w świecie czarodziejskim. Wysysają one dusze, siejąc postrach wśród wiedzących o ich istnieniu. Dementorzy mają humanoidalny kształt. Osiągają wielkość do trzech metrów; całe ich "ciało" jest okryte czarnym, postrzępionym płaszczem, pozostawiającym odsłonięte jedynie dłonie i twarz, którą jednak ciężko zobaczyć dokładnie spod kaptura. Dementorzy nie posiadają oczu i ust, posiadają za to otwór w ich miejscu, który służy do wykonywania "Pocałunku Dementora", czyli aktu wyssania duszy z ciała ofiary. W przeciwieństwie do innych magicznych stworzeń, dementorzy unoszą się nad ziemią, gdyż nie posiadają nóg. Do dzisiaj trudno stwierdzić jak rozmnażają się dementorzy. Wiadomo że są bezpłciowi więc prawdopodobnie rozmnażają się poprzez proces podobny do podziału lub pączkowania. W trakcie tego mnożenia, powstaje widzialna dla wszystkich ludzi (także dla mugoli) mgła, wywołująca uczucie przygnębienia i smutku. Ich charakterystyczną cechą, jest też głośny świszczący oddech. Dementorzy jako pojedyncze osobniki nie są widzialni dla mugoli oraz charłaków; ci ostatni są jednak zdolni je rozpoznać. Dementorzy, jak zostało wcześniej wspomniane, są ślepi, swoje ofiary odszukują, wykrywając ślady pozytywnych uczuć, którymi się żywią. Dementorzy wysysają wszelkie pozytywne wspomnienia z człowieka, pozostawiając tylko te najgorsze. Stałe przebywanie w obecności dementorów może doprowadzić do trwałej zmiany osobowości oraz psychiki (od łagodnych postaci depresji nawet do skrajnych postaci szaleństwa) jak w przypadku długoletnich więźniów Azkabanu. Dementorzy to okropne istoty, wysysają całe światło i duszę z człowieka. Są na tyle rozumne że mogą znaleźć ofiarę i zaatakować po cichu. Będąc w Azkabanie, Dementorzy pilnowali więzienia by nikt nie uciekł, było ich tam bardzo dużo. Gdy przebywają w miłym miejscu mają skłonność do zniszczenia dobrej atmosfery. Są to stworzenia niezwykle zdradzieckie nie wolno im ufać. Jedną z najskuteczniejszych metod walki z dementorami jest użycie Zaklęcia Patronusa. Patronus, jako emanacja dobra i skumulowanych pozytywnych uczuć i myśli jest w stanie przeciwstawić się dementorowi, o ile czarodziej jest na tyle silny, by przezwyciężyć swój lęk, strach i słabości. Nawet niecielesne patronusy, w postaci mgiełki potrafią odstraszyć na chwilę dementora, jednak dopiero zwierzęca forma Patronusa może go przepędzić. Po spotkaniu z dementorem skuteczna jest też czekolada jako sposób na pozbycie się skutków jego działania. Pocałunek dementora jest aktem pozbawienia duszy człowieka, w trakcie którego dementor przykłada swoje "usta" do twarzy ofiary i pozbawia go wszelkich uczuć, zamieniając go w niezdolną do myślenia i czucia "pustą" skorupę. Pocałunek dementora nie jest równoznaczny ze śmiercią, jest czymś o wiele gorszym: dalsza egzystencja jest bezcelowa, gdyż pozbawiając duszy, pozbawia się także człowieczeństwa. Pocałunek jest karą stosowaną przez Ministerstwo Magii w stosunku do najgorszych przestępców. Nie jest wiadome, czy osoba, która stworzyła horkruksy jest w stanie przeżyć pocałunek dementora. Pocałunek dementora wygląda identycznie w przypadku mugoli; objawy spotkania z dementorem są rozpoznawane przez mugolskich lekarzy jako demencja (stąd może pochodzić nazwa) lub - w przypadku pocałunku - jako stały stan wegetatywny, jako że mózg ludzki, w przeciwieństwie do duszy, nie zostaje uszkodzony. Jak wiecie najwięcej dementorów żyje w Azkabanie.
Azkaban istnieje od XV wieku, ale pierwotnie nie pełnił funkcji więzienia. Wyspy na Morzu Północnym, na której wzniesiono fortecę, nigdy nie naniesiono na żadną mapę. Wierzy się, że została rozbudowa lub stworzona dzięki magii.
Azkaban był siedzibą znanego czarnoksiężnika, który nazywał się Ekrizdis. Nieznana jest jego narodowość, był jednak bardzo potężny. Zwabiał i torturował on mugolskich żeglarzy i praktykował najgorsze dziedziny czarnej magii. Kiedy zmarł, zaklęcie ukrywające zniknęło i Ministerstwo Magii wreszcie zorientowało się, że wyspa i forteca istnieją. Czarodzieje przystąpili do badań, ale po wyjściu z Azkabanu byli zbyt przerażeni, żeby o tym mówić – najmniej straszną sprawą było to, że Azkaban nawiedzany był przez dementorów.
Niektórzy chcieli zniszczyć Azkaban. Inni obawiali się jednak, co mogłoby się stać, jeśli okropni, niemożliwi do zabicia dementorzy zostaną pozbawieni domu. Zabranie im środowiska życia mogłoby spowodować okropną zemstę tych stworów. Dodatkowo eksperci badający mury Azkabanu stwierdzili, że budowla może zemścić się na każdym, kto spróbuje ją zniszczyć. Azkaban pozostawiono więc na wiele lat opuszczony, przez ten czas pojawiło się tam więcej dementorów.
Po uchwaleniu Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarów czarodzieje poczuli, że niewielkie magiczne więzienia rozsiane po miastach i wsiach mogły łamać tę ustawę. Przy łapaniu czarodziejów, którzy próbowali uciec dochodziło do huków i pokazów świetlnych, przez co Ministerstwo uważało, że czas wybudować więzienie gdzieś na odległych wyspach – na Hebrydach. Plany te zostały jednak zniweczone, kiedy Ministrem Magii został Damocles Rowle.
Rowle był człowiekiem, który wzniósł się na wyżyny społeczne dzięki antymugolskiej kampanii. Popierali go czarodzieje, którzy byli zdenerwowani ciągłą koniecznością ukrywania się. Z natury sadystyczny Rowle nie popierał planów stworzenia nowego więzienia, nalegając natomiast na wykorzystanie Azkabanu. Twierdził, że dementorzy mogliby być przydatni – służyliby jako strażnicy, czym zaoszczędziliby pracy Ministerstwu.
Następcą Rowle'a był Perseus Parkinson – również popierający ideę Azkabanu. Dopiero jego następca, Eldritch Diggory, miał inne nastawienie. Za jego czasów Azkaban pełnił swoją funkcję już od 15 lat. Nie było ani jednej ucieczki i uważano, że więzienie dobrze się sprawuje. Kiedy jednak Diggory złożył odwiedziny w fortecy, ukazał mu się prawdziwy obraz rzeczywistości. Więźniowie byli obłąkani, a obok Azkabanu powstało cmentarzysko, gdzie znajdowały się mogiły tych, którzy umarli z rozpaczy.
Diggory po powrocie z Azkabanu założył komitet szukający alternatyw dla czarodziejskiego więzienia. Eksperci wyjaśnili mu, że jedynym powodem bytności dementorów w Azkabanie był fakt dostarczania im wciąż świeżych dusz. Gdyby im to teraz zabrano, stworzenia mogłyby przesunąć się na ląd. Eldrith jednak nadal szukał jakiegoś rozwiązania, lecz przeszkodziła mu w tym śmierć na smoczą ospę.
Następni ministrowie przymykali oczy na niehumanitarne traktowanie więźniów, podkreślając zadziwiającą skuteczność więzienia. Aż do czasów Kingsleya Shacklebolta z Azkabanem nic nie zrobiono.
Patronus to najsłynniejsze a zarazem najtrudniejsze zaklęcie obronne, dające ochronę przed dementorami a także umożliwiające przekazywanie wiadomości pomiędzy czarodziejami. Zdolność do jego wyczarowania posiadają jedynie najpotężniejsi magowie.
Sztuka wyczarowania patronusa jest bardzo trudna i złożona. Patronus jest formą pozytywnej energii, zmaterializowaną pod postacią srebrzysto-białego obłoku, najczęściej przybierającego formę zwierzęcia-strażnika. Można go wyczarować za pomocą zaklęcia Patronusa, którego formuła brzmi Expecto Patronum. Trzeba się wtedy skupić na swoim najszczęśliwszym wspomnieniu. W przypadku mniej doświadczonych czarodziejów patronus przybiera postać bezkształtnej, srebrno-białej masy. Niektórzy czarodzieje celowo nadają mu taką postać po to, by ukryć jego prawdziwą formę (Severus Snape ukrywał w ten sposób miłość do Lily, Remus Lupin obawiał się że jego patronus może zdradzić, że jest on wilkołakiem). Bezcielesny patronus nigdy nie zapewni jednak takiej ochrony przed czarnomagicznymi stworzeniami jaką daje jego zwierzęca postać. Większość czarownic i czarodziejów w ogóle nie potrafi go wyczarować dlatego umiejętność ta uważana jest za oznakę potężnej magicznej mocy.
Patronus zazwyczaj przybiera postać zwierzęcia żyjącego na terenach zamieszkiwanych przez danego czarodzieja. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre patronusy przybierają bardzo nietypową formę tj. sowy, testrale, smoki i feniksy. Niemniej jednak każdy patronus jest wyjątkowy, jak jego twórca.
Zdarza się, że forma patronusa ulega zmianie w czasie życia czarodzieja. Dzieje się tak pod wpływem silnych emocji (tj. miłość, smutek) lub głębokich zmian w charakterze (patronus Nimfadory Tonks zmienił się od zająca wielkouchego do wilka pod wpływem jej miłości do Remusa Lupina). Niektórzy są zdolni do wyczarowania patronusa dopiero po przeżyciu silnego szoku psychicznego. Zdarza się jednak również, że czarodzieje pod w pływem przeżycia owego szoku tracą tę zdolność. Sytuacja taka miała miejsce w przypadku George’a Weasleya, który po śmierci brata bliźniaka już nigdy nie potrafił wyczarować patronusa.
Moc patronusa zależy od siły szczęśliwego wspomnienia, a jego wygląd jest jedynie odzwierciedleniem osobowości czarodzieja.
Zaklęcie Patronusa jest jednym z najstarszych uroków obronnych, znanych dotychczas czarodziejom. Stanowi ono tarczę pomiędzy dementorem a czarodziejem. Patronus jest rodzajem pozytywnej siły, projekcją tego czym żywi się demon (nadziei, szczęścia, woli przeżycia). Nie może odczuwać jednak rozpaczy jak prawdziwy człowiek więc dementor nie jest w stanie mu nic zrobić.
Patronus jest także jedynym znanym zaklęciem odpędzającym śmierciotule.
Wynalazcą zgoła innego użycia patronusów był sam Albus Dumbledore. Członków Zakonu Feniksa nauczył wykorzystywania patronusa jako posłańca poufnych wiadomości. Jak dotychczas, umiejętność ta jest kojarzona jedynie z członkami Zakonu. Używanie patronusa jako posłańca jest niezwykle korzystne, jako że jest on unikatowy dla każdego nadawcy (przez co łatwo go zidentyfikować) oraz odporny na czarną magię.
Śmierciotule to rzadko spotykane stworzenia, żyjące tylko w tropikalnym klimacie. Są podobne do dementorów. Z wyglądu przypomina czarną pelerynę grubości około pół cala, nocą sunie po ziemi. Jedynym znanym czarodziejom zaklęciem odpędzającym śmierciotulę jest Patronus. Nie da się ustalić liczby ofiar śmierciotuli, gdyż atakuje śpiących czarodziejów i spożywa swą ofiarę w jej własnym łóżku. Nie pozostawia po sobie ani swoim posiłku żadnych śladów. Z racji tego, że atakowani są śpiący − rzadko kiedy mają czas rzucić odpowiednie zaklęcie.- Zakończyłem i spojrzałem po klasie. Byłem zdenerwowany rewelacjami o Umbridge. Miałem nadzieję że tego nie widać.
- Jakieś pytania?
<Ktoś?>
- Proszę.- Powiedziałem. Po chwili do pokoju wszedł profesor Snape.
- Rokston dyrektor Cię wzywa.- Powiedział. Wyszedłem i skierowałem się do gabinetu dziadka. Tam stali właściwie wszyscy nauczyciele.
- Edward posłuchaj mamy pewne... problemy.- Zaczął mój dziadek.
- Dolores Umbridge. Wielki Inkwizytor Hogwartu.- Powiedział profesor Potter.
- Tak więc może być problem z twoimi wykładami...
- Szkoda. Zaczynałem je lubić.
- Lekcjami obrony przed czarną magią, prywatnością uczniów a także płynnym działaniem sfory.
- Może być ciężko.- Stwierdziłem.
- Owszem.- Stwierdził profesor Lupin i podał mi gazetę.
- Z Azkabanu uciekł pewien czarownik. Będzie prawdopodobnie zamieszanie z dementorami. Co prawda większość uczniów będzie miała o nich lekcje niedługo ale kiedy pojawi się Umbridge ie jest to pewne. Chcielibyśmy żebyś przeprowadził wykład o dementorach i patronusach.
- Jasne.- Powiedziałem. Ukłoniłem się nauczycielom i wyszedłem. Z sterty książek wygrzebałem książkę o dementorach i patronusach i zacząłem przygotowywać wykład. Rano wyszedłem z pokoju i udałem się do sali gdzie miałem udzielić wykładu. Przed drzwiami czekał profesor Lupin.
- Nie mogą się doczekać wykładu.- Powiedział i klepnął mnie po plecach. Wszedłem do sali i zamknąłem okna.
- Dzisiejszy wykład będzie z rodzaju tych nieprzyjemnych i niestety pożytecznych. Dzisiejszy wykład odnosi się do dementorów.- Powiedziałem a wszyscy nagle zamilkli. Włączyłem wyświetlacz a po chwili na planszy pojawił się obraz dementora.
- Tak więc oto dementor. Jest to jedno z najobrzydliwszych i najokropniejszych stworów istniejących w świecie czarodziejskim. Wysysają one dusze, siejąc postrach wśród wiedzących o ich istnieniu. Dementorzy mają humanoidalny kształt. Osiągają wielkość do trzech metrów; całe ich "ciało" jest okryte czarnym, postrzępionym płaszczem, pozostawiającym odsłonięte jedynie dłonie i twarz, którą jednak ciężko zobaczyć dokładnie spod kaptura. Dementorzy nie posiadają oczu i ust, posiadają za to otwór w ich miejscu, który służy do wykonywania "Pocałunku Dementora", czyli aktu wyssania duszy z ciała ofiary. W przeciwieństwie do innych magicznych stworzeń, dementorzy unoszą się nad ziemią, gdyż nie posiadają nóg. Do dzisiaj trudno stwierdzić jak rozmnażają się dementorzy. Wiadomo że są bezpłciowi więc prawdopodobnie rozmnażają się poprzez proces podobny do podziału lub pączkowania. W trakcie tego mnożenia, powstaje widzialna dla wszystkich ludzi (także dla mugoli) mgła, wywołująca uczucie przygnębienia i smutku. Ich charakterystyczną cechą, jest też głośny świszczący oddech. Dementorzy jako pojedyncze osobniki nie są widzialni dla mugoli oraz charłaków; ci ostatni są jednak zdolni je rozpoznać. Dementorzy, jak zostało wcześniej wspomniane, są ślepi, swoje ofiary odszukują, wykrywając ślady pozytywnych uczuć, którymi się żywią. Dementorzy wysysają wszelkie pozytywne wspomnienia z człowieka, pozostawiając tylko te najgorsze. Stałe przebywanie w obecności dementorów może doprowadzić do trwałej zmiany osobowości oraz psychiki (od łagodnych postaci depresji nawet do skrajnych postaci szaleństwa) jak w przypadku długoletnich więźniów Azkabanu. Dementorzy to okropne istoty, wysysają całe światło i duszę z człowieka. Są na tyle rozumne że mogą znaleźć ofiarę i zaatakować po cichu. Będąc w Azkabanie, Dementorzy pilnowali więzienia by nikt nie uciekł, było ich tam bardzo dużo. Gdy przebywają w miłym miejscu mają skłonność do zniszczenia dobrej atmosfery. Są to stworzenia niezwykle zdradzieckie nie wolno im ufać. Jedną z najskuteczniejszych metod walki z dementorami jest użycie Zaklęcia Patronusa. Patronus, jako emanacja dobra i skumulowanych pozytywnych uczuć i myśli jest w stanie przeciwstawić się dementorowi, o ile czarodziej jest na tyle silny, by przezwyciężyć swój lęk, strach i słabości. Nawet niecielesne patronusy, w postaci mgiełki potrafią odstraszyć na chwilę dementora, jednak dopiero zwierzęca forma Patronusa może go przepędzić. Po spotkaniu z dementorem skuteczna jest też czekolada jako sposób na pozbycie się skutków jego działania. Pocałunek dementora jest aktem pozbawienia duszy człowieka, w trakcie którego dementor przykłada swoje "usta" do twarzy ofiary i pozbawia go wszelkich uczuć, zamieniając go w niezdolną do myślenia i czucia "pustą" skorupę. Pocałunek dementora nie jest równoznaczny ze śmiercią, jest czymś o wiele gorszym: dalsza egzystencja jest bezcelowa, gdyż pozbawiając duszy, pozbawia się także człowieczeństwa. Pocałunek jest karą stosowaną przez Ministerstwo Magii w stosunku do najgorszych przestępców. Nie jest wiadome, czy osoba, która stworzyła horkruksy jest w stanie przeżyć pocałunek dementora. Pocałunek dementora wygląda identycznie w przypadku mugoli; objawy spotkania z dementorem są rozpoznawane przez mugolskich lekarzy jako demencja (stąd może pochodzić nazwa) lub - w przypadku pocałunku - jako stały stan wegetatywny, jako że mózg ludzki, w przeciwieństwie do duszy, nie zostaje uszkodzony. Jak wiecie najwięcej dementorów żyje w Azkabanie.
Azkaban istnieje od XV wieku, ale pierwotnie nie pełnił funkcji więzienia. Wyspy na Morzu Północnym, na której wzniesiono fortecę, nigdy nie naniesiono na żadną mapę. Wierzy się, że została rozbudowa lub stworzona dzięki magii.
Azkaban był siedzibą znanego czarnoksiężnika, który nazywał się Ekrizdis. Nieznana jest jego narodowość, był jednak bardzo potężny. Zwabiał i torturował on mugolskich żeglarzy i praktykował najgorsze dziedziny czarnej magii. Kiedy zmarł, zaklęcie ukrywające zniknęło i Ministerstwo Magii wreszcie zorientowało się, że wyspa i forteca istnieją. Czarodzieje przystąpili do badań, ale po wyjściu z Azkabanu byli zbyt przerażeni, żeby o tym mówić – najmniej straszną sprawą było to, że Azkaban nawiedzany był przez dementorów.
Niektórzy chcieli zniszczyć Azkaban. Inni obawiali się jednak, co mogłoby się stać, jeśli okropni, niemożliwi do zabicia dementorzy zostaną pozbawieni domu. Zabranie im środowiska życia mogłoby spowodować okropną zemstę tych stworów. Dodatkowo eksperci badający mury Azkabanu stwierdzili, że budowla może zemścić się na każdym, kto spróbuje ją zniszczyć. Azkaban pozostawiono więc na wiele lat opuszczony, przez ten czas pojawiło się tam więcej dementorów.
Po uchwaleniu Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarów czarodzieje poczuli, że niewielkie magiczne więzienia rozsiane po miastach i wsiach mogły łamać tę ustawę. Przy łapaniu czarodziejów, którzy próbowali uciec dochodziło do huków i pokazów świetlnych, przez co Ministerstwo uważało, że czas wybudować więzienie gdzieś na odległych wyspach – na Hebrydach. Plany te zostały jednak zniweczone, kiedy Ministrem Magii został Damocles Rowle.
Rowle był człowiekiem, który wzniósł się na wyżyny społeczne dzięki antymugolskiej kampanii. Popierali go czarodzieje, którzy byli zdenerwowani ciągłą koniecznością ukrywania się. Z natury sadystyczny Rowle nie popierał planów stworzenia nowego więzienia, nalegając natomiast na wykorzystanie Azkabanu. Twierdził, że dementorzy mogliby być przydatni – służyliby jako strażnicy, czym zaoszczędziliby pracy Ministerstwu.
Następcą Rowle'a był Perseus Parkinson – również popierający ideę Azkabanu. Dopiero jego następca, Eldritch Diggory, miał inne nastawienie. Za jego czasów Azkaban pełnił swoją funkcję już od 15 lat. Nie było ani jednej ucieczki i uważano, że więzienie dobrze się sprawuje. Kiedy jednak Diggory złożył odwiedziny w fortecy, ukazał mu się prawdziwy obraz rzeczywistości. Więźniowie byli obłąkani, a obok Azkabanu powstało cmentarzysko, gdzie znajdowały się mogiły tych, którzy umarli z rozpaczy.
Diggory po powrocie z Azkabanu założył komitet szukający alternatyw dla czarodziejskiego więzienia. Eksperci wyjaśnili mu, że jedynym powodem bytności dementorów w Azkabanie był fakt dostarczania im wciąż świeżych dusz. Gdyby im to teraz zabrano, stworzenia mogłyby przesunąć się na ląd. Eldrith jednak nadal szukał jakiegoś rozwiązania, lecz przeszkodziła mu w tym śmierć na smoczą ospę.
Następni ministrowie przymykali oczy na niehumanitarne traktowanie więźniów, podkreślając zadziwiającą skuteczność więzienia. Aż do czasów Kingsleya Shacklebolta z Azkabanem nic nie zrobiono.
Patronus to najsłynniejsze a zarazem najtrudniejsze zaklęcie obronne, dające ochronę przed dementorami a także umożliwiające przekazywanie wiadomości pomiędzy czarodziejami. Zdolność do jego wyczarowania posiadają jedynie najpotężniejsi magowie.
Sztuka wyczarowania patronusa jest bardzo trudna i złożona. Patronus jest formą pozytywnej energii, zmaterializowaną pod postacią srebrzysto-białego obłoku, najczęściej przybierającego formę zwierzęcia-strażnika. Można go wyczarować za pomocą zaklęcia Patronusa, którego formuła brzmi Expecto Patronum. Trzeba się wtedy skupić na swoim najszczęśliwszym wspomnieniu. W przypadku mniej doświadczonych czarodziejów patronus przybiera postać bezkształtnej, srebrno-białej masy. Niektórzy czarodzieje celowo nadają mu taką postać po to, by ukryć jego prawdziwą formę (Severus Snape ukrywał w ten sposób miłość do Lily, Remus Lupin obawiał się że jego patronus może zdradzić, że jest on wilkołakiem). Bezcielesny patronus nigdy nie zapewni jednak takiej ochrony przed czarnomagicznymi stworzeniami jaką daje jego zwierzęca postać. Większość czarownic i czarodziejów w ogóle nie potrafi go wyczarować dlatego umiejętność ta uważana jest za oznakę potężnej magicznej mocy.
Patronus zazwyczaj przybiera postać zwierzęcia żyjącego na terenach zamieszkiwanych przez danego czarodzieja. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre patronusy przybierają bardzo nietypową formę tj. sowy, testrale, smoki i feniksy. Niemniej jednak każdy patronus jest wyjątkowy, jak jego twórca.
Zdarza się, że forma patronusa ulega zmianie w czasie życia czarodzieja. Dzieje się tak pod wpływem silnych emocji (tj. miłość, smutek) lub głębokich zmian w charakterze (patronus Nimfadory Tonks zmienił się od zająca wielkouchego do wilka pod wpływem jej miłości do Remusa Lupina). Niektórzy są zdolni do wyczarowania patronusa dopiero po przeżyciu silnego szoku psychicznego. Zdarza się jednak również, że czarodzieje pod w pływem przeżycia owego szoku tracą tę zdolność. Sytuacja taka miała miejsce w przypadku George’a Weasleya, który po śmierci brata bliźniaka już nigdy nie potrafił wyczarować patronusa.
Moc patronusa zależy od siły szczęśliwego wspomnienia, a jego wygląd jest jedynie odzwierciedleniem osobowości czarodzieja.
Zaklęcie Patronusa jest jednym z najstarszych uroków obronnych, znanych dotychczas czarodziejom. Stanowi ono tarczę pomiędzy dementorem a czarodziejem. Patronus jest rodzajem pozytywnej siły, projekcją tego czym żywi się demon (nadziei, szczęścia, woli przeżycia). Nie może odczuwać jednak rozpaczy jak prawdziwy człowiek więc dementor nie jest w stanie mu nic zrobić.
Patronus jest także jedynym znanym zaklęciem odpędzającym śmierciotule.
Wynalazcą zgoła innego użycia patronusów był sam Albus Dumbledore. Członków Zakonu Feniksa nauczył wykorzystywania patronusa jako posłańca poufnych wiadomości. Jak dotychczas, umiejętność ta jest kojarzona jedynie z członkami Zakonu. Używanie patronusa jako posłańca jest niezwykle korzystne, jako że jest on unikatowy dla każdego nadawcy (przez co łatwo go zidentyfikować) oraz odporny na czarną magię.
Śmierciotule to rzadko spotykane stworzenia, żyjące tylko w tropikalnym klimacie. Są podobne do dementorów. Z wyglądu przypomina czarną pelerynę grubości około pół cala, nocą sunie po ziemi. Jedynym znanym czarodziejom zaklęciem odpędzającym śmierciotulę jest Patronus. Nie da się ustalić liczby ofiar śmierciotuli, gdyż atakuje śpiących czarodziejów i spożywa swą ofiarę w jej własnym łóżku. Nie pozostawia po sobie ani swoim posiłku żadnych śladów. Z racji tego, że atakowani są śpiący − rzadko kiedy mają czas rzucić odpowiednie zaklęcie.- Zakończyłem i spojrzałem po klasie. Byłem zdenerwowany rewelacjami o Umbridge. Miałem nadzieję że tego nie widać.
- Jakieś pytania?
<Ktoś?>
niedziela, 3 stycznia 2016
Od Anny Cd Edward
- Nie nic.- Powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Co robisz?
- Zaczynam aktualizować bestiariusz szkolny.- Powiedział smętnie.
- Może Ci pomóc? Znam się trochę na tym.- Powiedziałam i podeszłam do półki z książkami.
-Jeśli masz czas i ochotę.- Powiedział spokojnie z lekkim uśmiechem.
- Jasne z radością Ci pomogę.
<Edward?>
- Co robisz?
- Zaczynam aktualizować bestiariusz szkolny.- Powiedział smętnie.
- Może Ci pomóc? Znam się trochę na tym.- Powiedziałam i podeszłam do półki z książkami.
-Jeśli masz czas i ochotę.- Powiedział spokojnie z lekkim uśmiechem.
- Jasne z radością Ci pomogę.
<Edward?>
Od Edwarda
Siedziałem w swoim pokoju nad najnowszym wydaniem bestiariusza które było i tak stare bo niemal sprzed 50 lat. Szkolny bestiariusz uznawany za najlepszy na świecie był o 50 lat starszy. Nagle ktoś zapukał do drzwi i nie czekając aż je otworzę do pokoju weszło kilkunastu mężczyzn każdy trzymających stosy jakichś książek. Spojrzałem na okładki i zdołałem przeczytać kilka tytułów: "Gryfy od A do Z", "Historia ewolucji Crocantozaurów". Książek było tam ponad 100 jeśli nie więcej, każda o jakimś zwierzęciu z bestiariusza. Na samym końcu wszedł mój dziadek oraz profesor Lupin. Po chwili na moim biurku znalazł się opasły tom szkolnego bestiariusza a obok niego pusta księga.
- Co mam z tym zrobić?- Zapytałem.
- Chcielibyśmy żebyś uaktualnił bestiariusz. Hagrid Ci pomoże. Ma jeszcze przynieść po południu kilka książek.
- Mogę wziąć kogoś do pomocy w razie czego?
- Oczywiście. Jeśli będzie Ci brakować stron w książce wiesz co robić. Jeśli będzie brakować materiałów idź do biblioteki coś znajdziesz. Masz również dostęp do działu ksiąg zakazanych. To tyle.- Powiedział i wyszedł. Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
- Poradzisz sobie. Wierzę w Ciebie. Jeśli ty nie podołasz to nikt tego nie zrobi.- Szepnął profesor Lupin i klepnął mnie po plecach. Po kilku minutach po tłumie jaki przewinął się przez mój pokój nie zostało ani śladu no może z wyjątkiem pokoju zawalonego książkami.
- Ojcze dopomóż.- Szepnąłem i zacząłem układać książki pod ścianami. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku że nie pomieszczą się wszystkie na podłodze. Pobiegłem do Hagrida i pożyczyłem kilka półek. Po godzinie wszystkie książki były poukładane. Uśmiechnąłem się pod nosem. Chociaż był porządek. Usiadłem na krześle i zacząłem przeglądać szkolny bestiariusz. Niestety tak jak się spodziewałem miał poważne braki. Nagle ktoś zastukał do drzwi.
- Proszę.- Powiedziałem nie odrywając wzroku od książki.
- Edward chciałam z tobą porozmawiać...- Zaczęła Anna jednak nagle przerwała.
- Coś się stało?
<Anna?>
- Co mam z tym zrobić?- Zapytałem.
- Chcielibyśmy żebyś uaktualnił bestiariusz. Hagrid Ci pomoże. Ma jeszcze przynieść po południu kilka książek.
- Mogę wziąć kogoś do pomocy w razie czego?
- Oczywiście. Jeśli będzie Ci brakować stron w książce wiesz co robić. Jeśli będzie brakować materiałów idź do biblioteki coś znajdziesz. Masz również dostęp do działu ksiąg zakazanych. To tyle.- Powiedział i wyszedł. Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
- Poradzisz sobie. Wierzę w Ciebie. Jeśli ty nie podołasz to nikt tego nie zrobi.- Szepnął profesor Lupin i klepnął mnie po plecach. Po kilku minutach po tłumie jaki przewinął się przez mój pokój nie zostało ani śladu no może z wyjątkiem pokoju zawalonego książkami.
- Ojcze dopomóż.- Szepnąłem i zacząłem układać książki pod ścianami. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku że nie pomieszczą się wszystkie na podłodze. Pobiegłem do Hagrida i pożyczyłem kilka półek. Po godzinie wszystkie książki były poukładane. Uśmiechnąłem się pod nosem. Chociaż był porządek. Usiadłem na krześle i zacząłem przeglądać szkolny bestiariusz. Niestety tak jak się spodziewałem miał poważne braki. Nagle ktoś zastukał do drzwi.
- Proszę.- Powiedziałem nie odrywając wzroku od książki.
- Edward chciałam z tobą porozmawiać...- Zaczęła Anna jednak nagle przerwała.
- Coś się stało?
<Anna?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)